wtorek, 11 lutego 2020

Co słychać?



„Co jest z tym pytaniem nie tak?” próbowałam ustalić od bardzo wielu lat. Właściwie od jakichś 25.
Zbyt ogólnikowe. Zbyt łatwo rzucane. Jakieś takie…
Właśnie, jakie?

Irytowało mnie, drażniło. Wparowywało w moje życie jak stryjna Jankowa w czas świniobicia za życia moich rodziców w zamierzchłych dla większości latach 80 XX wieku.
[Moi rodzice nigdy nie mówili, kiedy będzie u nas świniobicie. Głównie z powodu stryjecznej ciotki, która wpadała niespodziewanie wtedy do nas z pobliskiego miasteczka i milcząco wyłudzała od mojej mamy najlepsze kawałki mięsa. Stryjna nie bywała u nas często, ale gdy trwały czynności przy świni, nagle zatrzymywał się autobus przed naszym domem, a ten był pomiędzy odległymi przystankami, otwierały się drzwi i wysiadała ONA.
„Ta to ma nosa” kwitował z rezygnacją mój ojciec.
Dla przypomnienia dodam, że wtedy telefony były rzadkością. Nikt nie śnił o czymś takim jak komórka, internet i wszelkie messengery.]

Na „co słychać?” na początku odpowiadałam dość chamsko, wyłapując z tła dźwięki i odpowiadając pytającemu zgodnie ze stanem faktycznym. Taka moja faza trwała długo, aż część osób przestała pytać (i dobrze). Zawsze miałam duży kłopot z taką indagacją. To zapytanie wprawiało mnie w duże zakłopotanie, no bo jak odpowiedzieć komuś w jednym zdaniu i zawrzeć wszystko, co dla mnie ważne, a co zdarzyło się od ostatniego spotkania, które zazwyczaj było kilka lat wcześniej? Taka kondensacja przekraczała moje możliwości.
Nie miałam innego wyjścia. Aby nie być chamską (okres młodzieńczego buntu na szczęście kiedyś się kończy, nie szkodzi, że czasem w okolicach trzydziestki), korzystałam z amerykańskiego „dziękuję, w porządku”, co pozostawiało we mnie rozdrażnienie, ale wolałam uciąć temat i nie myśleć nad innymi odpowiedziami.
Ostatnio tego trupa z szafy wyciągnęła moja znajoma i jestem jej w sumie wdzięczna, bo tym razem chyba dotarłam do sedna.
Znajoma zadała mi to pytanie kilka dni temu w sms-ie, a że od dawna nie korzystam z chamskiej wersji odpowiedzi i znajomą dość lubię, więc odpowiedziałam, jak mogłam najlepiej.

Myślę, że odpowiedź na „co słychać” jest szczególnie trudna dla introwertyka. Introwertyk jest osobą, która głównie żyje wewnątrz, w swojej głowie. Oczywiście ma życie zewnętrzne, jakie tylko sobie zapragnie i zdoła zrealizować, ale najwięcej dzieje się w głowie. Nie chodzi o coś takiego jak schizofrenia. Absolutnie! Odkąd mamy badania pozwalające na obrazowanie pracy mózgu, naukowcy zauważyli, że mózg introwertyka wykazuje aktywność bioelektryczną bez względu na to, czy taka osoba pracuje, czy odpoczywa.

„Co słychać?”
„Aaa, pracowałam nad sobą i zmieniłam takie i takie zachowanie, bo zauważyłam, że to mi nie pasuje do spójnej całości. Znacznie lepiej się teraz czuję, a najbliższym też jest ze mną lżej.”
„Co słychać?”
„Wymyśliłam wiele świetnych tematów do pisania! To nic, że jeszcze ich nie zrealizowałam, tylko zapisałam, ale są! >>Leżą<< w notatniku i czekają.”
„Co słychać?”
„Znalazłam przynajmniej 5 leczniczych zastosowań pewnej mieszanki olejków eterycznych! Zupełnie innych niż osoby, która je opracowała! Są super!”
(Mogę tak długo.)

Rozumiecie? Nie wakacje na Bali, nie nowy samochód, super chata i czerwone paski na świadectwach dzieci.
[W tym momencie chciałam błysnąć humorem i napisać, że nie byłam na bali, bo nie mogłam się na nią wdrapać, ale mój wewnętrzny purysta językowy nakazuje, że jednak mówi się „bela słomy” a nie „bala słomy”.]
Owszem, mam swoje życie, które jest bardzo fajne. Problem w tym (dla innych, bo osobiście jestem bardzo zadowolona), że lubię życie poukładane, więc dla większości ludzi nie jest dość ekscytujące.
Ostatnio odpowiadałam zgodnie z prawdą, że na zewnątrz niewiele się chyba zmieniło, ale wewnątrz… Jest moc! Mam wrażenie, że równie dobrze mogłam powiedzieć np. „spaghetti z mąki pszennej gotowane 8 minut.” Może wtedy ktoś zainteresowałby się, dlaczego 8 a nie 10 minut. Lub 7. Ale taki mniej więcej był oddźwięk.

Chyba już wiem, co jest nie tak z pytaniem „co słychać”.
Znajoma, gdy jej szczerze odpowiedziałam, zamilkła. Nie było żadnego „ale fajnie”, „świetnie”, „ciekawe” lub "nieciekawie", "słabo", "nuda" itp. itd. Nie było NIC.
Mój introwertyczny mózg zajął się „co słychać”, przeanalizował różne znane zachowania i wyciągnął wnioski.
I chyba prawda jest taka, że tych, co pytają „co słychać”, tak naprawdę to nie obchodzi. Ludzie, którzy chcą być ze mną blisko, którzy są blisko, nawet po latach braku kontaktu, nie pytają w ten sposób. Inicjują rozmowę inaczej i dowiadują się. Przepraszam, ale moim zdaniem, „co słychać” jest takim zagajeniem na odp***dol. „Tak naprawdę mnie to nie obchodzi, ale chyba coś wypada powiedzieć/napisać.”

Postanowiłam, że na „co słychać” nie będę nic odpowiadać. Skoro pytającego nic to nie obchodzi, to szkoda mi czasu na wymyślanie, jak przekazać ten cały ogrom w jednym zdaniu (lub nawet kilku). Rozumiem, że moje wewnętrzne (i zewnętrzne również!) życie może nie być dla innych ciekawe. Nie ma problemu, naprawdę to rozumiem. Wystarczy, że dla mnie jest, bo to ja nim żyję. Parafrazując piosenkę Pawła Domagały:

Weź nie pytaj…
Mam największą przygodę jaką
Zesłał mi Pan - swoje życie (Alleluja!)
Ja się nie nudzę...


Jeśli interesuje Was naprawdę, co się u mnie dzieje, chcecie w to na chwilę wejść, nie pytajcie „co słychać”, bo nastanie cisza. Właściwie to możemy również pomilczeć, lubię ciszę :)



8 komentarzy:

  1. Zainicjowałaś we mnie potężną reakcję myślową w kontekście "na bali". Bo moje pierwsze skojarzenie było z balami spławianymi rzeką. Ale tam liczba pojedyncza brzmi "bal", więc nadal nie pasuje :) Za to, jeśli pominiemy ortografię, to "balia" jest jak znalazł.
    Co do "co słychać?", to za każdym razem zahamowuje mnie myśl "jak szczera mam być?". I niezmiennie, to pytanie, przywołuje wspomnienie z Przytorowej. Pan magister Andrzej (zapomniałam nazwiska) zbliża się do budynku z monitorem w objęciach. Rzuca pytanie "co słychać?". I, nim zdążyłam otworzyć usta, znika za drzwiami.
    Nie lubię tego pytania i często (może trochę złośliwie) przyjmuję, że pytacz pyta szczerze, to mu szczerze odpowiadam. Czasem, przy dobrym humorze, stwierdzam, że "ogólnie jest nieźle, a w szczegółach, to różnie bywa." Jeśli ktoś pyta, żeby pytać, to mu wystarczy, a jeśli ktoś pyta szczerze, to się dopyta szczegółowiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Balia rządzi! W miarę wygodna, można wody nalać i siedzieć 😄

      A pytanie, na ile mam być szczera, jest bardzo trafne. Dzięki za to spostrzeżenie, zapamiętam.

      Usuń
  2. Zapomniałam dodać, że ze dwa dni temu wspominałam, jak to się Poeta na nas obraził za "szum wentylatorów" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O popatrz, zapomniałam o tym, ale na usprawiedliwienie dodam, że było mnóstwo rzeczy, za które obrażał się na mnie, więc zapomniałam o tym 😉

      Usuń
  3. W odpowiedzi na pytanie "Co słychać" najważniejsza jest końcowa fraza "A co u Ciebie"? Mam nadzieję, że o niej nie zapomniałaś :)?
    Lorem ipsum, lorem ipsum, makaron durum, a co u Ciebie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lorem ipsum, makaron durum 😆😂😆😂
      Padłam 😂

      Usuń
  4. E, mogłaś być w sumie na wakacjach w balii (w sensie takiej do prania) :) Tylko nie wiem, czy dwa i czy jedno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, wierz mi, chciałabym mieć balię 😍 Postawiłbym na środku swojego pola 😂

      Usuń

Podobało Ci się? Zostaw ślad :) Będzie mi miło.