piątek, 28 października 2016

Dziwacy




Każda wieś ma swojego dziwaka. Moja rodzinna miejscowość jest duża, więc miała ich kilku w czasach mojego dzieciństwa. Niektórych ludzie omijali, na widok jednego pukali się w czoło a takiej jednej nawet się bali, więc obchodzili jeszcze szerszym łukiem. O, tej kobiety również się bałam. Gdy jechała przez wieś rowerem, z tą swoją groźną miną zza okularów (prawdopodobnie wskutek krótkowzroczności), spylałam za jakiś gęsty płot, tylko kurz za mną leciał. Po latach próbuję ją sobie przypomnieć. Co robiła takiego, że wzbudzała strach? Wymieniłam groźną minę (to był zdecydowanie efekt krótkowzroczności, mrużenie oczu), fakt, ale co jeszcze było w niej takiego? Nie pobiła nikogo. Chyba. Nie zastraszała. Na pewno nie. Tak więc co?


Mówiła zazwyczaj to, co inni mieli w zwyczaju szeptać po kątach. Klęła jak szewc, ale była przede wszystkim mistrzynią w wyciąganiu trupów z szafy. Nie liczyła się z nikim i niczym. Żyła na uboczu, nie tyle wsi, co społeczności. Nie można było mówić o jakiejkolwiek zażyłości z kimkolwiek.
Co było najzabawniejsze, jej córki bało się chyba prawie całe grono pedagogiczne naszej szkoły. Też waliła z grubego działa, ale chyba nie klęła. Była jednym z najzdolniejszych uczniów w historii szkoły. Niesamowicie inteligentna. Kiedyś podręczniki do następnej klasy dawano przed wakacjami a mało kto wyjeżdżał na wczasy, więc ona czytała od deski do deski wszystkie książki. Zaginała bez problemu większość nauczycieli. Niektórzy bledli na myśl o lekcji z jej klasą. Trzymała się również na uboczu.

W mieście też są dziwacy. Statystycznie patrząc, zapewne jest tu niezłe zagęszczenie takich ludzi, ale z racji luźnych relacji sąsiedzkich, zaniknięcia czegoś takiego jak wspólnota (ale nie moja „ukochana“ wspólnota mieszkaniowa) ludzka, nie rzucają się tak w oczy.

Swego czasu dokonałam nie lada czynu, bo dostałam łatkę dziwaczki tu, w mieście. Owszem, jeżdżę rowerem ulicami. Okularów nie noszę, groźnych min nie robię. Jedynie jesienią i zimą zasłaniam twarz chustką od wiatru aż pod oczy. Klnę tylko na papierze, więc cóżem takiego uczyniła? Na zebraniach szkolnych, w pierwszym roku edukacji starszego dziecka,  wstawałam i prosto w oczy, jawnie mówiłam to, co inni szeptali po kątach szkolnych szatni i korytarzy.

Szybciej nazwałabym siebie w tamtym momencie nie dziwaczką a naiwną idiotką, bo spodziewałam się gorącego poparcia ze strony innych, przecież mówiłam samą prawdę popartą faktami. Zderzyłam się z ciszą.

Przyjęłam cenną lekcję. Obecnie oszczędzam swoje nerwy, prawdę walę nadal w oczy tylko krócej i celniej i jeśli już naprawdę nie mogę czegoś przemilczeć. Ale wróćmy do sedna. To zdarzenie i wiele innych obserwacji skłoniło mnie do refleksji na temat dziwaków. Ten wylewny, tamten mruk, tamta ma chyba niezdiagnozowane ADHD a ta fioła na punkcie porządku. Przyjrzałam się sobie. Rozejrzałam się po rodzinie, znajomych i doszłam do wniosku, że tak naprawdę, wszyscy jesteśmy dziwakami.

Etykietkę można dostać z najróżniejszych powodów. Czytasz dużo książek - dziwaczka. Masz swoje zdanie i nie boisz się mówić publicznie - dziwaczka. Idąc ulicą nucisz pod nosem - dziwaczka. Uśmiechasz się do innych - jakaś psychiczna!

Zapadły mi kiedyś w pamięć słowa wokalistki, Miki Urbaniak. Opowiadała o swoim przyjeździe ze Stanów do Polski. Wychowała się w USA i była zaskoczona, że gdy idzie w Polsce ulicą i podśpiewuje to patrzą na nią dziwnie. W Stanach nikt nie zwracał na to uwagi.
O co tu u nas chodzi? Ciekawe, czy gdyby ktoś został nie wyróżniającym się średniakiem, to zostałby uznany za normalnego? Może...

Średniak nie wymyśli przysłowiowego prochu. Średniak nie skomponuje ambitnej piosenki. Średniak nie napisze dobrej książki. Średniak nie poleci w kosmos. Człowiek musi mieć to COŚ, co odróżnia go od innych, nie tylko niepowtarzalne DNA i odciski palców. Cechy charakteru też ma niepowtarzalne i jeśli nie uważa siebie za osobę inną, normalną, to tylko siebie oszukuje.

Miałam zaszczyt studiować na cudownym kierunku jakim jest fizyka. Stężenie ekscentryków wynosi tam prawie 100%. „Czyli to prawda, że najdziwniejsi są na fizyce?“ zapytała niedawno koleżanka. „Na początku wydają się z innej planety a potem ty przenosisz się na nią do nich i to jest świetne“ odpowiedziałam. I to prawda. Mogą tam boleśnie wytknąć brak wiedzy, ale nikt przenigdy nawet nie pomyśli, że jesteś dziwny.

Kopernik był dziwakiem. O Newtonie nie wspomnę (moja córka wytknęłaby mi już błąd, bo właśnie wspomniałam). Einstein. A Skłodowska? Nie dość, że kobieta i zamiast stać przy garach i rodzić dzieci, ta wyjechała na studia za granicę i wynalazła jakiś rad i polon!

Nie ukrywam, że jesteśmy rodziną dziwaków. Mam wielu znajomych uznawanych za oryginałów. Chociaż dotychczas tylko mój mąż ma pewne sukcesy w swojej dziedzinie zawodowej, dzieci dopiero rosną a ja raczej nie liczę na literackiego Nobla, bo jak skomentował jeden znajomy - „Sądząc po ostatnim nagrodzonym, Zenek Martyniuk stoi daleko przed nami w kolejce“ - cieszę się jak cholera, że doświadczam tej dziwności. Może nie zapiszę się w annałach historii, ale przynajmniej mam ciekawe życie.

I wiecie co, dajmy sobie spokój. Uznajmy „dziwactwa“ za normę i żyjmy dalej spokojnie.