poniedziałek, 21 listopada 2016

Kuwety dla gołębi



Moje dzieci miały swego czasu tzw. fazę na malowanie kredą po chodniku. Dokładnie wypełniały wesołymi kolorami kolejne kostki polbruku. Przychodził deszcz, zmywał kredę, wiatr osuszał a one znów wychodziły i zamalowywały kilka metrów kwadratowych betonu. Standard. Cieszyło mnie to, bo miałam je z głowy na długi czas a do tego mogłam zdalnie pilnować. Wystarczył rzut oka za okno. Moją radość mąciła obawa, co na te malunki powiedzą sąsiedzi, ale nikt nie zgłaszał uwag. Prawidłowo. Kiedyś też bazgraliśmy kredą po chodnikach, chociaż mogliśmy pomarzyć o tylu kolorach, które są dostępne obecnie.

Niedawno okazało się, że moja nadgorliwa wyobraźnia okazała się przy okazji jasnowidzem tudzież wykazała się znajomością natury ludzkiej, bo rodzice pewnej Julki z Białołęki dostali kartkę z prośbą o posprzątanie chodnika. Niektórzy „sąsiedzi“ są po prostu niezawodni.

Do pieca dorzucili nasi, gdy lokalne media obiegło zdjęcie kartki, na której dyrektor przedszkola prosi o nie korzystanie z placu zabaw po 16.30, ponieważ hałasy bawiących się dzieci są „źródłem dyskomfortu“. Pani dyrektor wywiesiła tę kartkę by sprowokować dyskusję, bo od jakiegoś czasu wspólnota zasypuje ją skargami. Przeszkadzało pianino, więc je gdzieś przenieśli. Potem przyczepiono się do dzieci na placu zabaw.

Od lat, chodząc po mieście, widzę na różnych osiedlach tabliczki zakazujące gry w piłkę. Każdy większy, trawiasty plac sprzedawany jest deweloperom pod nowe bloki. Właśnie patrzę przez okno na jeden z nich, gdzie koparka ryje wykop pod siedmiopiętrowy punktowiec. Taki w sam raz do niskich bloków, bo przecież u nas nie można normalnie.
Betonstok zobowiązuje.

Od lat mówi się o tym, że dzieci i młodzież mają coraz mniej ruchu. Siedzą tylko przed konsolami, komputerami i nad komórkami czy tabletami. Psują wzrok, tyją i niszczą swoją przyszłość krzywiąc kręgosłupy.
A gdzie mają biegać skoro pod blokiem jest wąski skrawek zieleni, z jednej strony parking, z drugiej strony parking a zaraz za tym kolejny blok? Betonu nie wolno malować, z kocykiem na skrawku trawnika też nie można, pobiegać też nie, pokrzyczeć. Jak żyć?

Śmieszyły mnie kiedyś doniesienia z kraju, że wspólnoty zakazują wywieszania prania na balkonach. Już się nie śmieję, tylko czytam lub słucham z rozdziawioną buzią i zastanawiam się, co jeszcze ludzie potrafią wymyślić. Ktoś pomysłowo skomentował wieści o hałasujących przedszkolakach, że niedługo gołębie będą musiały załatwiać się do kuwet. I chociaż, jako niedawna ofiara ptasiej defekacji, przyklasnęłabym dla pomysłu z nauką korzystania z kuwety, to po prostu sprałam z kurtki co trzeba i zadumałam się nad naturą ludzką.

Już dawno twierdziłam, że niektórzy ludzie powinni mieszkać w dalekiej głuszy, ale po ostatnich doniesieniach mam wątpliwości, bo pewnym ludziom przeszkadza po prostu WSZYSTKO, więc w głuszy zapewne przeszkadzałby im śpiew ptaków. Może nawet wywiesiliby kartkę, że te mają nie śpiewać w godzinach między 20 a 8 rano?

Tymczasem mieszkańcy Białołęki propagują akcję wspólnego malowania kredą z dziećmi, niektórzy deklarują, że będą malować buraki. Mam nadzieję, że nasze przedszkolaki dadzą czadu na placu zabaw i pokażą, na co stać ich płuca.

Na wsiach kiedyś był zwyczaj sylwestrowego malowania popiołem okien w domach, gdzie mieszkały panny na wydaniu. Może warto byłoby przywrócić go na gruncie miejskim? Niektórym mieszkańcom wspólnot przydałoby się coś takiego. Nie musieliby patrzeć na wesołe, dziecięce obrazki, pranie sąsiadów schnące na balkonach i inne, podobne rzeczy wpisane w normalną codzienność. Chociaż niektórym, jak pokazuje życie, trzeba byłoby zabić okna na głucho.
Szanowni „Niezadowoleni“, stepy Kazachstanu stoją przed Wami otworem! Może tam w końcu poczulibyście, co jest rzeczywiście dyskomfortem.

zdjęcie: chraecker - pixabay