czwartek, 3 sierpnia 2017

Oddech Sanepidu



Nie policzę, ile nocy przepłakałam po słowach hematologa “podejrzenie leukopenii". Rano trzeba było wstać i z uśmiechem patrzeć na syna, którego dotyczyła ta diagnoza. Wiele miesięcy obserwacji, badań i strachu.
9 lat wcześniej modliłam się o cud, bo mój syn po szczepieniu od gruźlicy miał wielkiego guza, którego mieli usuwać operacyjnie. 3-miesięcznemu dziecku. Wtedy cud się zdarzył, odesłano nas z powodu świąt, a potem guz zaczął się stopniowo zmniejszać i nie zobaczyli nas już w zakaźnym.
Po każdym szczepieniu była reakcja - opuchnięta ręka, dziwna choroba kilka dni po. Odbierając kolejny telefon z przychodni dotyczący odwlekania terminu szczepienia, zastanawiam się, jaki mamy limit cudów.

Nie jestem za nieszczepieniem, mimo niepożądanych odczynów poszczepiennych (NOP) u swoich dzieci, nadal planowo prowadzałam je zgodnie z kalendarzem szczepień. Dopiero ta leukopenia mnie przystopowała.
Czy muszę dodawać, że nikt nigdy nie zgłosił żadnego NOP-u do odpowiednich instytucji?

Najczęstszym argumentem bezrefleksyjnych zwolenników szczepień, który mnie rozśmiesza, jest ten, że takie dzieci nie powinny być leczone przez publiczną służbę zdrowia. Byłam kiedyś na SOR-ze, na ogólnej sali. W pomieszczeniu przeznaczonym do reanimacji leżał pijany do nieprzytomności, zawszawiony bezdomny, zapewne nie był nawet ubezpieczony. SOR-y pewnie mają takich przypadków na pęczki. Po takim pacjencie salę trzeba porządnie zdezynfekować, zapewne procedury medyczne i środki też kosztowały. I po co to? Bo tak trzeba. A dlaczego ratujemy samobójców?
Są to skrajne przypadki, ale czasem trzeba uderzyć w wysoki ton żeby poruszyć coraz trudniejszy proces myślenia.

Zdumiewa mnie obowiązek szczepień bez brania przez kogokolwiek odpowiedzialności w przypadku powikłań. Nawet durną ulotkę apapu czytamy, a czy ktoś widział na oczy ulotkę szczepionki i miał okazję zapoznać się z działaniami niepożądanymi? Zacznijmy jednak od początku. Jak badane są nasze dzieci w celu kwalifikacji do szczepiania? Na oko. Chyba nie muszę pisać, co mówi o tym pewne powiedzenie. Każdy lekarz powinien zlecić odpowiedni panel badań, a często jest tak, że nawet pacjenta nie dotknie. Nawet dawni handlarze niewolników dotykali ludzi, a co mówić o specjaliście, w którego ręce składamy zdrowie i życie.

Inną kwestią jest polityka Ministerstwa Zdrowia obecnego rządu. Narzucając rodzicom obowiązek szczepień, jednocześnie wybrali ofertę na gorszej jakości szczepionki. Biorąc pod uwagę program 500+ i ten fakt, to jak podsuwanie deseru, na którego wierzchu są jagody. I nie wiadomo, czy to owoce jadalne, czy owoce wawrzynka wilczełyko.
Nie będę zastanawiać się, czy ktoś w ministerstwie zrobił interes życia, natomiast świetny deal zrobił koncern farmaceutyczny. Bez kupowania bloków reklam, namawiania ludzi do nabycia ich produktów. Mają pewny rynek zbytu na lata! A że ileś tam matek będzie płakać po nocach, aby rano wstać i ze spokojem mierzyć się ze skutkami takiej szczepionki, cóż, zrobi się z nich wariatki i tyle.

Miałam wujka chorego na chorobę Heinego-Medina, więc od dziecka widziałam skutki groźnych chorób zakaźnych. Chcę zaszczepić swoje dzieci, ale chce, żeby dzieci były wcześniej dobrze przebadane, a ci, którzy decydują o wyborze szczepionek, brali odpowiedzialność za działania niepożądane.
Medycyna to podobno nauka, więc dlaczego tak trudno zgłosić fakt o NOP-ie? Przecież tu chodzi chociażby o statystyki, na podstawie których wyciąga się wnioski udoskonalając badania nad kolejnymi produktami.
Nie wszyscy lekarze są ślepo zapatrzeni w środki farmakologiczne i chwała tym, którzy poświęcają swój czas i siły na szkolenie się w innych kierunkach, proponują mniej szkodliwe środki leczenia (jeśli się da). Nie mam do nich żalu, że tak cisną z tymi szczepieniami, bo co jakiś czas przychodzi taka pani z Sanepidu i ma wszystko gdzieś, u niej muszą zgadzać się tabelki i koniec.
A ty matko siwiej ze zmartwienia i płacz do woli po nocach.

Chętnie zrzeknę się pieniędzy z 500+ za przywilej decydowania o czasie szczepień swoich dzieci, co, o ironio, jest prawem rodziców w większości państw.
Pieniądze zawsze sobie zarobię, ale zdrowia i życia moich dzieci nikt mi nie odda.