piątek, 15 września 2017

Psuje się? Na śmietnik!



Pan mechanik przyjechał do mojej, w pełni mechanicznej pralki automatycznej. Gdyby zastosować taki przelicznik lat jak przy zwierzętach, pralka miałaby zapewne 150 “pralczych” lat albo ho, ho i jeszcze trochę.
W swoim pralkowym, 16-letnim życiu, licząc po naszemu, przeżyła kilka przeprowadzek, opiera dwójkę dorosłych i dwoje dzieci. Dotychczas miała tylko wymienianą grzałkę i łożyska, które można wymienić, bo ma nieklejony bęben (w nowych pralkach nie uświadczysz podobno). Kosztowało to mniej niż połowa najtańszej, nowej pralki, więc rzecz opłacalna.

  • Panie, ile dałby pan jej gwarancji, tak patrząc po jej środkach? - pytam fachowca.
  • Trudno powiedzieć, ale więcej niż na nową - odpowiedział.

Zadumałam się, bo bardzo brakuje mi sprzętów, które nie psuły się latami, a jeśli się psuły, to można było naprawić je przysłowiowym kawałkiem drutu i śrubokrętem, tak jak moją pralkę. Rozumiem, że teraz rządzi elektronika i często bardziej opłaca się wyrzucić starą rzecz i kupić nową niż naprawiać starą. Z różnych źródeł docierają informacje, że producenci specjalnie projektują dany przedmiot tak, żeby wysiadł po upływie gwarancji. A to cieńszy drut, który obniża żywotność o kilka lat, a to to, a tamto.
Niedawno wybierałam materace do spania dla dzieci, a że kupowałam je od miejscowego producenta, miałam okazję porozmawiać na różne tematy.
Pani pokazała mi pewną rzecz. W materacach, gdzie są sprężyny kieszeniowe, każda z nich jest w oddzielnej poszewce z włókniny. Pewna ich ilość połączona jest w jeden segment, który ma szwy na dole i na górze. Pani pokazała mi, że nad szwami zostawiają taki kołnierz, dodatkową warstwę włókniny leżącą na tej górnej i dolnej powierzchni sprężyn.

  • A wie pani, że te okładki przedłużają żywotność materaca o przynajmniej pół roku? - powiedziała uśmiechając się dość tajemniczo. - A najczęściej inne firmy ich nie dają. Nie widać tego, więc klient tego nie zauważa i nie wie, że to ma znaczenie.

Ale producenci zapewne doskonale o tym wiedzą. Taki świstek włókniny to groszowa sprawa na całym materacu, ale klient pół roku wcześniej przychodzi po nowy materac. Cwaniaki.
Nie lubię wymieniać często sprzętów domowych. Niektóre trzeba, ale bardzo wiele mogłoby służyć latami odpowiednio użytkowana i zadbana. Mam tu też na względzie, że siedzimy na kuli, która ma ograniczone zasoby, a pozyskiwanie z meteorytów to pieśń przyszłości. Miło byłoby po prostu szanować to, co mamy, tak jak robili to nasi przodkowie.
Temat rzeczy codziennego użytku ładnie komponuje się z tematyką związków międzyludzkich. Jest tak, jak z lekarzem - jest świetny do chwili, gdy zaczyna się poważniej chorować. Związki również. Jest super, gdy można razem bawić się, być, do czasu, gdy pojawi się zgrzyt lub ktoś ma problemy. Ilu ludzi dba o swoje znajomości, pielęgnuje i zostaje, gdy ten drugi człowiek potrzebuje jego pomocy? Cieszę się, że są tacy, którzy trwają na dobre i złe, ale stają się niestety mniejszością.

W ostatnich latach, co roku jest w Polsce ponad 60 tys. rozwodów. Rozwody były i będą, ale chyba nie tylko ja mam wrażenie, że zaczęły być czymś powszednim. Powody są różne i nie warto ich rozpatrywać, ale czasem mam wrażenie, że para zamiast włożyć chociaż trochę wysiłku, przepracować problem, woli rozejść się. Pal go licho, gdy nie ma dzieci, ale jednak najczęściej są i to one obrywają najbardziej.
Czasem nie ma innego wyjścia, tylko separacja lub rozwód, ale czy zawsze jest to jedynym wyjściem? “Do tanga trzeba dwojga” - to już insza inszość. Smutne jest to, że teoretycznie dorośli, dojrzali, myślący ludzie nie potrafią porozumieć się ze sobą. Kto miał niby nas tego nauczyć? Są ludzie, którzy chodzą na warsztaty z asertywności, komunikacji. Po takich zajęciach zmienia się spojrzenie, wszystko staje się łatwiejsze, dogadywanie się również. Jestem za wprowadzeniem takich zajęć w szkołach. Będzie z pożytkiem dla wszystkich.

W necie krąży pewne zdjęcie pary starszych ludzi, którzy przeżyli z sobą dziesiątki lat. Mówią, że pochodzą z czasów, gdy rzeczy się naprawiało, a nie wyrzucało.
A my, z jakiej jesteśmy gliny? Wyrzucamy na potęgę, rzucamy na potęgę. Dokąd nas to zaprowadzi? Wygodni, roszczeniowi, egoistyczni, a z drugiej strony pragnący bliskości i związków, które tak potem trwonimy.


Przecież już dziś jesteśmy rozpaczliwie samotni, a co będzie za kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt lat?

2 komentarze:

  1. Ha, jak mi się ostatnio zepsuła lodówka, to nawet nie udało mi się znaleźć terapeuty, który przyjechałby ją obejrzeć :) Zimno mi się robi na myśl o tych zwałach śmieci, jakie produkujemy, a z drugiej strony rozumiem logikę, że lepiej zamiast naprawiać stare za niewiele większą kwotę kupić nowe... Na gwarancji (której okres minie tuż przed tym,jak się "nowe" zepsuje). Z tym, że ta logika w kwestiach damsko-męskich nie sprawdza się z pewnością. Ale może lepiej zaczynać z nową żoną, niż męczyć się z tą już ciut zużytą ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co znaczy, że żona jest ciut zużyta? Jestem prawie 15 lat po ślubie, czy to oznacza, że zaliczam się do grupy żon zużytych?

      Usuń

Podobało Ci się? Zostaw ślad :) Będzie mi miło.