Nasza znajomość rodziła się w bólu. Bez nadziei. Nikomu tego nie mówiłam, ale bałam się go na początku. Omijałam szerokim łukiem, chociaż nie należę do tych strachliwych. Mieliśmy mocny epizod, gdzie posypało się drogie szkło i sprawa otarła się o policję. Wtedy myślałam, że zrobi nam coś złego, wiedział gdzie mieszkamy, ale walczyłam o swoje. Zaczęłam potem omijać jeszcze szerszym łukiem, chociaż nie było to łatwe, bo często stał ze swoim psem na jedynej drodze do sklepu, przystanku, na jedynej drodze w kierunku jednej połowy świata.
Kiedyś odezwał się do mnie. Radośnie, przy wspomaganiu z aluminiowej puszki. Odpowiedziałam z uśmiechem. Potem znów patrzył „spod oka“ i nie wiedziałam, co o tym sądzić. Kiedyś szłam do sklepu, stał na rampie ze wspomagaczem, tym razem w szkle. Nieodłączny pies, tak bardzo podobny z charakteru do swojego pana, bo nadal nie wiedziałam, co sądzić o nich i tej znajomości. Zagadkowe postaci.
Zagadał do mnie, więc przystanęłam i zaczęliśmy rozmawiać. Potrzebował tego. Rozmawialiśmy szczerze, nie owijając niczego w bawełnę, ale bardzo spokojnie. Opowiedział mi to i owo o sobie, a jemu powiedziałam o tym, że wydawał mi się dziwny, nieprzystępny. I tak sobie gawędziliśmy.
Gdy nasze przypadkowe rozmowy zaczęły się powtarzać, pomyślałam: kurczę, mam nowego kumpla! Szczery, inteligentny, ma poczucie humoru i naprawdę mnie lubi. I nie sądzę tak dlatego, że od czasu do czasu usłyszę „ale ty fajna babka jesteś“. Po prostu czuję to. Również lubię go i to bardzo. Rozumiem do pewnego momentu jego popieprzone życie (a któż ma zawsze prosto i z górki?), jeśli czegoś nie rozumiem - pewnych decyzji, motywów - po prostu pytam, a on mi odpowiada. Rozumiem jego „refleksyjne“ dni, gdy nie idzie do pracy i wpatruje się w dal, dzierżąc wspomagacz w dłoni, ale nie rozumiem, dlaczego właśnie tak je odreagowuje. Właśnie wtedy mamy okazję porozmawiać, bo normalnie to nie widać mojego kumpla, bo ciężko pracuje.
Kurczę, mam fajnego kumpla.
Kurczę, mam fajnego kumpla.
„Jesteście elitą tego miasta“ usłyszałam jakiś czas temu na pewnym spotkaniu. Nie, słowa te nie były kierowane do mnie, ale gdyby nawet, to i tak, mam nadzieję, chciałoby mi się śmiać.
„Dziecko, pamiętaj, czy będziesz bardzo bogata, czy biedna, i tak wszystkich czeka taki sam koniec. Przyklepią ziemią i tyle. Zawsze patrz, jakim jesteś człowiekiem. Żeby nikt przez ciebie nie płakał.“ - tak mówił do mnie często mój tata. Mama mawiała podobnie. Oboje postępowali w życiu tak, że było to spójne z ich słowami. Mamie czasem wyrwało się z wyrzutem do taty „bo ty to innym załatwisz, a sobie co?“, ale wystarczyło, że ktoś potrzebował pomocy, robiła co trzeba bez słowa.
Miałam pewną koleżankę. Na początku wydawało mi się, że to bratnia dusza. I mieszka w pobliżu! Super! Stopniowo jednak wygasiłam tę znajomość. Ona byłaby oburzona tym, że stoję sobie i gawędzę z moim kumplem, który trzyma wspomagacz w dłoni. Słyszałam od niej często, jakich to ma znajomych - prawnicy, lekarze, elita! Nie podniecało mnie to, nie mogłam opędzić się wtedy od myśli „kobieto, jakie ty sobie próbujesz leczyć kompleksy?“
Świadomie omijam takich ludzi.
Świadomie omijam takich ludzi.
Nie kwestionuję istnienia elit, ale nigdy nie będę chciała do nich należeć. Nie będę skamleć błagając o łaskawe rzucenie okiem na mą osobę i zaharowywać się po to, by raz w tygodniu pojechać na golfa, jeździć na egzotyczne wczasy, mieć nie wiadomo jaką posiadłość i całą tę otoczkę, która w ostatecznym rozrachunku nie będzie mieć znaczenia.
Jeśli gdzieś pojadę, coś zrobię, to dlatego, że chcę, a nie dlatego, że chcę się komuś przypodobać, awansować na drabince społecznej.
Z elitami jest pewien problem - często są odrealnione. Przynajmniej tak mi się wydaje. Oczywiście nie można wszystkich wrzucać do jednej szufladki, ale ile jest tych ludzkich wyjątków, które nie chodzą z nosem wyżej czubka głowy, potrafią porozmawiać z każdym - tak normalnie?
Lubię rozmawiać z ludźmi. Potrafię, bez żadnej „krępacji“ robić to z profesorami, celebrytami, prawnikami, prezydentami (aczkolwiek mi się jeszcze nie zdarzyło), jak też panami spod sklepu, którzy grzecznie mówią mi „dzień dobry“ a ja im grzecznie odpowiadam, spokojnie tłumacząc, że owszem, mam 5 złotych, ale jak wiedzą, mam zasadę, że pieniędzy nie daję, a tym bardziej na alkohol. Kulturalnie zagadują i tak sobie chwilę gawędzimy. I przyznaję bez żadnego zaskoczenia, często są to rozmowy, które na bardzo długo zapamiętuję, bo wnoszą coś ważnego do mojego myślenia. Nie mam raczej takich odczuć po rozmowach z tzw. ludźmi z elit. Często obrośli w piórka, które przysłoniły im najważniejsze rzeczy.
Piórko „ą“ i piórko „ę“.
(źródło grafiki: www.zabki24.pl)
Piórko „ą“ i piórko „ę“.
(źródło grafiki: www.zabki24.pl)
Basiu, za to też Cię lubię - patrzymy podobnie na świat :)
OdpowiedzUsuńMagda, bardzo się cieszę, że tu zajrzałaś i skomentowałaś :)
Usuń