„A może coś mi doradzą? W czymś mi pomogą?“ pomyślałam optymistycznie wybierając się do Powiatowego Urzędu Pracy. Bo ileż można wychowywać dzieci łapiąc w tzw. międzyczasie różne umowy zlecenia. A z pisania zarobiłam 30 zł 15 lat temu, tworząc jeszcze na studiach opowiadanie o Układzie Słonecznym. Żaden ze mnie szczur, nie umiem się ścigać z całą rzeszą copywriterów. Na szczęście mam wiele zalet. Bystra, słowna, solidna, o wielu talentach. Normalnie człowiek renesansu a takim teraz najtrudniej. Jednak żadnej pracy się nie boję.
Po samodzielnym szukaniu postanowiłam dać szansę wyżej wspomnianemu urzędowi. W końcu trzeba zwiększyć swoje szanse. Nie zniechęciła mnie nawet kosmiczna ankieta, którą wypełniłam online. Nie byłam na studiach dobrym programistą, chociaż zdarzały mi się momenty, np. w obliczu egzaminu poprawkowego, ale ci informatycy, którzy stworzyli ten koszmarek na stronie PUP, dawniej mogliby być posądzeni o skończenie studiów dzięki łapówkom. Pomijam radosną twórczość jeśli chodzi o listę umiejętności i zawody, ale sama konstrukcja tych list woła o pomstę do nieba. „Kazałbym tym informatykom wypełnić te ankiety po 100 razy“ stwierdził mój mąż, czynny i bardzo dobry informatyk.
Udało się! Umówiłam się na konkretny termin, bo chociaż umiem czekać matki są ćwiczone przez dzieci w cierpliwości), to nie widzę sensu podziwiania płytek terakoty w poczekalni, gdy można się zapisać online.
Poszłam zabierając świadectwa ukończenia szkół.
Chciałam być biała kartą. Chciałam dobrać do swoich umiejętności i zdolności pracę, która będzie dla mnie. Chciałam zacząć nowe, zawodowe życie.
Zażądano ode mnie tak absurdalnej ilości papierów, że patrząc na te komputery na biurkach, zastanawiałam się, ile to kasy wyrzucono w błoto na informatyzację urzędów i po co one żrą prąd. Pani powinna kilkoma kliknięciami sprawdzić, gdzie byłam zatrudniona, czy i ile posiadam ziemi itp. itd.
Przede mną stanęła wizja biegania po mieście i proszenia byłych pracodawców o zaświadczenia, że kiedyś coś im tam robiłam. Żeby tylko miasto! Współpracowałam z firmami z różnych miast Polski! A że posiadam kawałek ziemi, czekała mnie wyprawa do jednej z gmin.
Popatrzyłam na panią siedzącą przy komputerze i zapytałam „A w ogóle warto się tu rejestrować?“ Pani popatrzyła na mnie i nie potrafiła udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
Wyszłam, obejrzałam się na Bogu ducha winny budynek i mruknęłam do siebie „zaorać!“
Z tego co wiem, mnóstwo różnych funduszy idzie na różne szkolenia (usłyszałam, że może się załapię a może nie), staże (słabo płatne i dostanie graniczy z cudem). Mnóstwo pieniędzy idzie na pensje dla całej rzeszy pracujących tam urzędników. Źle ludziom nigdy nie życzę, ale chciałabym aby nastąpiła zamiana ról. By ci wszyscy tworzący te absurdalne przepisy, bazy danych i wszystko inne, głupie i nielogiczne, przyszli do urzędu szukając wsparcia, pomocy a przede wszystkim pracy.
Dlatego jestem całym sercem za postulatem ruchu Kukiz '15 by zlikwidować PUP-y (zabawnie wyszło z tym skrótem). Czytając ich propozycje dowiedziałam się, że państwo obecnie wydaje na to 12 miliardów złotych rocznie! Za co??? Chyba za ukrywanie bezrobocia dzięki zatrudnianiu tej rzeczy nieefektywnych urzędników.
Kukiz '15 proponuje ponadto:
- wprowadzenie powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego bez potrzeby rejestrowania się w PUP;
- przeniesienie form aktywizacji zawodowej na poziom gminy i włączenie ich w narzędzia pracy pracownika socjalnego – likwidacja PUP;
- usługi pośrednictwa pracy rozliczane za efekty. Zlecenie na zewnątrz tej usługi i płatność za konkretny efekt.
Bardzo mi się to podoba, bo w praktyce wychodzi, że znacznie taniej i efektywniej jest zlecić coś firmie niż mielić machiną państwową.
Biorąc pod uwagę, że to (być może) pieśń przyszłości a teraźniejszość rządzi się swoimi prawami, trzeba przywołać starą zasadę „umiesz liczyć, licz na siebie“ i kontynuować orkę na polu pod nazwą „rynek pracy“.
Tak więc, gdyby ktoś potrzebował sprawnych rąk wraz ze sprawnym umysłem do pracy, z całą lista innych zalet to proszę dać znać, nie pogniewam się nawet za pół etatu, bo jednak polski rynek czytelniczy to nie Ameryka i teraz doskonale rozumiem, dlaczego nasi pisarze przymierali głodem.
Mimo wszystko z optymizmem
Basiek May-Chang
(zdjęcie: Concord90 - pixabay.com)
(zdjęcie: Concord90 - pixabay.com)