sobota, 26 listopada 2022

Takie nasze narodowe przypadłości

 


Nie, nie będzie o narzekaniu, bo to zbyt oczywiste ;)

Tłumaczenie się

"Słuchaj, zrobiłam to, bo..."
"Wiesz, nie pracuję, ponieważ..."
"Nie przyjdę, bo..."

Oj, bardzo chciałam przez wiele lat udowodnić innym, że nie jestem wielbłądem. Przecież wiedziałam, dlaczego stało się tak i tak, naprawdę chciałam dobrze, a że coś po drodze wyskoczyło. Albo po prostu w taki sposób jest mi lepiej żyć i bardzo chciałam się z tego wytłumaczyć. 
W końcu przyszedł ten dzień. Powiedziałam sobie: kobieto, przestań tłumaczyć się ludziom! To jest twój wybór, taka jesteś, tak postępujesz i innym nic do tego, jeśli nikogo nie krzywdzisz.

Nie było to łatwe, oduczenie się tłumaczenia. Lata utrwalania nawyku zrobiły swoje, ale krok po kroku odkręcałam ten błędny wzorzec postępowania. Zaczęłam wysyłać krótkie komunikaty oparte wyłączenie na faktach. I z czasem czułam większą wolność. Tak, doświadczanie tego było wyzwalające, ale też budowało moją samoocenę, pewność siebie. Człowiek tłumaczący się mota się i kaja. Jasne, nie mam problemu z kajaniem, ale tylko w przypadkach, gdy mocno nabroję lub niechcący kogoś skrzywdzę, ale wtedy po prostu przepraszam. 

Dlaczego mam tłumaczyć się ze swojego życia, moich decyzji, osobowości czy czegokolwiek innego? Niestety, otoczenie od nas tego wymaga od najmłodszych lat: dlaczego tak, dlaczego nie tak itede. Właściwie nie wiem, dlaczego. Poważnie, nigdy nie rozumiałam, dlaczego ktoś pyta kogoś, dlaczego jest sam/sama, dlaczego nie ma dzieci lub ma tyle. Nie dość, że to nietaktowne, ale dlaczego ktoś wtrynia się w życie drugiej osoby nie pytając o zdanie? Za człowiekiem są różne historie, on o tym wie, ale otoczenie nie musi. Różne rzeczy wychodzą przypadkiem, inne świadomie wybieramy. To nasz wybór, nasze życie. Nikt nie przeżyje tego życia za nas.


Umniejszanie sobie

Niedawno rozmawialiśmy sobie konstruktywnie ze znajomym, który przez wiele lat pracował w dużych firmach w USA i Kanadzie. Jest specjalistą w swojej dziedzinie. Opowiadał, że znajdując pierwszą swoją pracę nigdy więcej nie musiał tego robić, bo pracodawcy przychodzili sami do niego z propozycjami, ale dziwili się przy rozmowach, bo oni wiedzieli, że jest świetny, a on niby wiedział, ale... 
Właśnie, te "ale". Ostatnio często słyszę w swoim otoczeniu, że "ale" kasuje wszystko, co było przedtem w zdaniu. Rzeczywiście, coś w tym jest. Nie piszę, żeby przechwalać się na prawo i lewo z dużą dozą pychy. Nie. Umiar przede wszystkim i rzeczowość. Umówmy się - jesteśmy uczciwi i uczciwie bazujemy na faktach. Jeśli ktoś ciężko pracuje na to, kim jest, dlaczego nie może być z siebie dumny, nie może powiedzieć "zrobiłaś/zrobiłeś kawał dobrej roboty, to twoja zasługa, bo poświęciłeś/aś dużo czasu, energii i uwagi". 
"Jesteś piękna/mądra/inteligentna itd." - dlaczego wielu z nas nie przechodzi to przez gardło nawet wtedy, gdy w promieniu wielu metrów nie ma nikogo? A powiedzieć tak przy kimś? Koniec świata! Mam wrażenie, że tak nie wypada. I kolejny raz podkreślam: nie chodzi o puste przechwałki, ale rzeczowe i szczere stwierdzenie faktów.
Rekruterzy przeprowadzający rozmowy o pracę mieliby bardzo dużo do powiedzenia na ten temat. Nasłuchają się tych "tak, ale".

Mam teraz bardzo ciekawy czas w życiu - intensywny, ale niesamowicie satysfakcjonujący. Przychodzę do domu i mówię "wiecie co, jestem z siebie dumna!" I uważam, że mam do tego prawo. Mamy wiele blokad: mówienie o swoich emocjach, odczuciach, rzeczowe wyrażanie swojego zdania bez oceniania drugiej osoby. Definiujemy się poprzez wykształcenie, zawód, osiągnięcia, ale jak mówił ś.p. ks Pawlukiewicz - mamy problem, by powiedzieć sobie po imieniu. Nawet w ciemnej szafie w pustym domu. 
"Basiu" - ile lat uczyłam się tego. Tak, jestem Basią, z całym dobrodziejstwem inwentarza - przeszłością i teraźniejszością, wadami i zaletami, złymi i dobrymi decyzjami - WSZYSTKIM. Długo pracowałam nad zrywaniem warstw z siebie i odkrywaniem, kim naprawdę jestem. I podoba mi się, kim się stałam, kogo tam odkryłam głęboko. Nie zamierzam atakować odkryciami otoczenia, ale jeśli w rozmowie wypłynie jakiś temat, dlaczego mam nie powiedzieć rzeczowo że jestem taka i taka, potrafię to i to?
To jakiś niezrozumiały temat tabu i wstydu. Kurde, ludzie, znajcie swoją wartość :) Nie chodzi o, jak napisałam wcześniej, pustosłowie, ale jeśli czujesz radość lub dumę z czegoś, co zrobiłaś/zrobiłeś, pozwól sobie na wyrażenie tego. Nie chwalmy się świadectwami dzieci i dokonaniami innych bliskich, ale swoimi. Naprawdę nie trzeba być osobą na wysokim stanowisku lub z nie wiadomo jakimi osiągnięciami, żeby powiedzieć "świetnie umiem robić... świetna jestem w... bardzo dobrze wychodzi mi... jestem..."
Będę do znudzenia pisać - poczucie własnej wartości, prosta, jasna i rzeczowa komunikacja. Wiem, że nie bardzo w to umiemy jako naród, ale naprawdę można w końcu zacząć się tego uczyć. I doceniać siebie. 
Powyższe napisała osoba, która kiedyś zaczęła i nauczyła się. Można? Można!
I potem można "zabić" rekrutera pewnością siebie przy rozmowie o pracę ;)

sobota, 19 listopada 2022

Zawsze młoda




 

Mój PESEL pędzi nieubłaganie. Cóż, nie tylko mój, ale wszystkie tak mają. Natomiast mój za kilka lat osiągnie prędkość maksymalną w terenie zabudowanym. Czy martwię się tym? Nie, bo już jakiś czas temu przestałam przejmować się sprawami, na które nie mam wpływu. Godzę się z przemijaniem, bo taka jest kolej rzeczy. Może trochę dziwnie się czuję, bo przecież tak niedawno... 
Ciała starzeją się i to jest fakt, nawet z całym arsenałem medycyny estetycznej. Trudno. Natomiast nie mogę pogodzić się z inną rzeczą. Trudno będzie mi to ściśle zdefiniować, ale chodzi o tego człowieka w środku. I starzenie się tego człowieka w środku już mi nie pasuje, a zależy to wyłącznie od jego samego. 

"Pani, ja już mam 70 lat, więc jaka aktywność, jaki komputer i internet?!" słyszę to praktycznie każdego dnia po drugiej stronie słuchawki i odpowiadam spokojnie z chochlikiem w głosie "Biden kończy 80 lar, a jest prezydentem jednego z największych krajów na świecie." I słyszę śmiech z nutą zaskoczenia. Narzekania ciotek na wiek kwitowałam krótkim: powiedzcie to Trumpowi. 
Niedawno piszę koleżance, że mam świetny, młody zespół i chyba jakoś mentalnie nie odstaję bardzo od nich. Dostaję odpowiedź: "Przecież w środku jesteśmy młode." Pewnie! Czuję to każdego dnia oswajając dysonans po spojrzeniu w lustro. Chociaż pewnie większą dysharmonię wywołuję swoim zachowaniem, bo ktoś ustalił, że w pewnym wieku przecież nie wypada. Właśnie, że wypada i nie tylko dysk :D Nie mam pojęcia, czy wyglądam na swój wiek i szczerze mówiąc, nie przywiązuję do tego wagi, ale w środku jestem młodą kobietą i taką zawsze pozostanę. Nie robię tego na przekór, tak po prostu jest. Tylko ta młoda kobieta w środku ma niezły bagaż doświadczeń, więc myśli inaczej, działa inaczej niż jej wcześniejsza wersja sprzed 20-25 lat. Piękny stan! 

Zastanawiam się, co nie pozwala mi się starzeć. Napiszę to, co pierwsze nawinie mi się na myśl, a jest to zdrowa ciekawość - taka wręcz dziecięca. Często zadaję sobie pytanie "a dlaczego to jest tak i tak? A może być inaczej?" Uczę się cały czas tego, co mnie interesuje, obserwuję świat, nie boję się zmian, bo są nieuniknione, nie boję się też wyzwań, wychodzenia poza strefę komfortu. Ale tak naprawdę nie wiem, co jest czynnikiem determinującym, bo może zdrowe poczucie humoru? A kto to wie. Weźmy teraz przykład, gdy na wiadomość o zgrzycie na linii małżeńskiej, dostajesz odpowiedź: "Wystaw go na OLX" :D I cały misterny plan śmiertelnie poważnego drążenia tematu rozbił się jak szklanka o sedes z porcelitu. Schodzi ciśnienie i czynnik postarzający, czyt. umartwianie się, poszedł tam, gdzie nie wypada mi pisać. Pozostaje wybuchnąć śmiechem. A przecież koleżanka mogła podać piłeczkę typu: jakaś ty biedna, a on niedobry i tak poleciałaby cała litania zgryzot. Na szczęście mam wokół siebie grono fantastycznych osób młodych duchem 💜

Mam kilka świetnych "koleżanek" w wieku 60+ i 70+. Nie tylko mówimy do siebie po imieniu, ale zachowujemy się jak równe wiekiem, młode kobiety. Chociaż każda ma swój bagaż doświadczeń. 
Myślę, że ten człowiek w środku nie musi się starzeć i nie powinien. W pracy już od pierwszych słów, po drugiej strony słuchawki, słyszę, kto starzeje się w środku, a kto nie. Widać to też po wzroku, gdy stoimy twarzą w twarz. Ach, ilu słyszałam "starych" 50-latków, a najbardziej przygnębia mnie taki 40-latek. Człowieku, błagam Cię, nie pozwalaj sobie zostać ramolem. Nie dla mnie, ale zrób to dla siebie. 

Wewnętrzne połączenie młodości ducha z dojrzałością jest piękne. Ciało to tylko skorupa, a prawdziwy wiek jest w głowie. Może to frazes, ale prawdziwy. Potrafię być poważna, gdy sytuacja tego wymaga, ale umiem też w głupawkę lub po prostu luzuję warkoczyki towarzystwu ;) 
A może zostaliśmy tak stworzeni? Wierzę, że nie i każdy z nas ma wpływ na wiek wewnętrznego ja. 
Wszystkim nam na koniec życzę młodości wewnętrznej. Nie infantylnej, ale zdrowej, prawdziwej.

Patrzysz na mnie i nie widzisz 20-latki. A mam w sobie wszystkie mnie. Najstarsza jest zawsze młoda. Kto wie, może spotkasz ją w czystej, prawdziwej postaci, gdy przyjdzie kres ciała i znajdziemy się w innym, duchowym wymiarze.

środa, 24 sierpnia 2022

ONI

 


Zaczęłam zauważać ich kilka lat temu, ale było to jak zobaczenie kogoś w nocy w świetle błyskawicy. Potem mrok znów ich przykrył. Wyłonili się z tej ciemności jakiś czas temu. Nie wiem, dlaczego, co zadziało się we mnie, moim życiu, otoczeniu, że zobaczyłam ich dobrze, jasno i blisko. Nadal są dla mnie zagadką. Mam spory dysonans, bo patrząc niby ich znam, ale ciągle owiewani są przez ogół dziwnym nimbem tajemnicy. Fizycznie widzę ludzi, ale wokół słyszę - ONI.


ONI są powodem wszelkich niepowodzeń.

ONI przynoszą wstyd.

Przez NICH jesteśmy zaściankiem nie tylko kraju i świata.

ONI są źli.

Przez NICH żyje nam się tak źle.

ONI codziennie podstawiają nam nogi, których zapewne mają przynajmniej kilkanaście.


Przed oczami stają mi obrazy z różnych filmów SF. Duże głowy, nieproporcjonalnie długie (jak na nasze, ludzkie standardy) kończyny, duże oczy, może nawet jakiś straszny otwór gębowy, jak Demogorgona w "Stranger Things".


Myślę jednak, że zawiodły wszelkie programy kosmiczne szukające obcych cywilizacji. Wszystkie starania ludzi z tzw. Strefy 52, tropiących obcych. Nie ma co tracić dalej czasu, bo ONI nie są wśród nas. ONI są w NAS. My, ludzie, mamy w sobie tych wszystkich, których w pierwszej kolejności obwiniamy o wszelkie niepowodzenia.


Dlatego może trzeba najpierw szukać winnych w sobie, zanim zacznie się obwiniać JEGO, JĄ, ICH? Myślę, że wtedy relacje międzyludzkie byłyby prostsze, lepsze, byłoby mniej emocji, a dzięki temu świat byłby piękniejszy, bo sam z siebie jest piękny i fascynujący, tylko my, ludzie, niepotrzebnie komplikujemy ten świat, obrzydzamy sobie i innym.


Życzę nam wszystkim, żeby nam się lepiej żyło, a to nie zależy tylko od statusu społecznego, materialnego itp., ale przede wszystkim od naszych, międzyludzkich relacji. Dbajmy o nie nawzajem.